Jakoś nie mogłam zebrać się do napisania tego posta. I to nie dlatego, że praca tak mnie wciągnęła, albo ze zmęczenia - nie, to raczej kwestia tej nie-wiosny, która powoduje u mnie jakąś apatię i niechęć do wszystkiego. Od trzech dni pracuję na pół-etatu, zaś Szkrab siedzi w domu z tatą. I najzwyczajniej w świecie stało się to naszą codziennością - bez dramatów, stresów, łez.
W pracy na razie nie mam zbyt wiele do zrobienia - wdrażam się powoli, próbując zrozumieć wszystkie zmiany, które zaszły w przeciągu ostatnich 6 miesięcy. Myślę, że minie jeszcze z 1.5 tygodnia zanim ruszę pełną parą. Póki co wszystko układa się tak jak powinno, chociaż już widzę, że praca na pół etatu u nas w firmie do najłatwiejszych nie należy. Problem polega na tym, że nie mogę wyznaczyć sobie ścisłych godzin pracy - np. 9-13. Charakter mojej pracy wymaga udział w spotkaniach, które odbywają się o bardzo różnych godzinach. Zakładałam, że tak będę sobie układać plan dnia by po prostu moje 4h w pracy obejmowały czas spotkania. Jakoś tylko zapomniałam, że takich obowiązkowych spotkań mam z reguły więcej niż jedno w ciągu dnia. I już widzę, jak kalendarz zapełnia mi się w niekoniecznie korzystny dla mnie sposób. Na szczęście za 2 tygodnie będę już miała warunki by pracować z domu, a wtedy problem częściowo się rozwiąże - będę jeździć do biura tylko wtedy gdy będzie to konieczne, a w domu będziemy się z M. wymieniać w ciągu dnia opieką nad młodym, tak bym mogła wdzwaniać się na spotkania.
Dzięki temu łatwiejsze też będzie karmienie - póki co ściągam mleko wieczorem oraz w pracy. Podejrzewam, że mój laktator słychać na drugim końcu biura, ale jak na razie nikt mi uwagi nie zwrócił.
Karol dosyć dobrze przyjął zmianę - pierwszego dnia co prawda zastrajkował jeśli chodzi o jedzenie, ale dzisiaj awersja do butelki i nie-mlecznych posiłków mu przeszła. Mimo, że on nigdy nie miał problemów z piciem z butelki, a ostatnio zaczęliśmy mu dodatkowo dawać odrobinę wody w butelce z uszami by mógł sam się napić, w poniedziałek po pierwszej porannej drzemce urządził butelkowy strajk i za nic nie chciał wypić mleka z butelki. Biedny M. próbował kolejnych smoczków, ale powodowały one tylko kolejne ataki histerii. Gdy w końcu w desperacji przelał mleko do tej "zabawowej" butelki młody na sam jej widok się rozpłakał. Po konsultacji telefonicznej ze mną Szkrabu został zabrany na krótki spacer. Po nim zjadł około 30 ml mleka. Ponieważ i tak mieliśmy tego dnia jechać do jakiegoś sklepu pooglądać baterie i deszczownice M. przyjechał z młodym do mnie pod pracę. Nie chciałam by przynosił Karola do biura, gdyż zależało mi na czasie, oraz nie chciałam by konieczność obejrzenia go przez wszystkich dodatkowo opóźniła posiłek, więc poszliśmy do centrum handlowego graniczącego z moim biurem, gdzie nakarmiłam Karola w pokoju dla matki z dzieckiem.
We wtorek Szkrabu musiał już dostać 2 posiłki podczas mojej nieobecności - zjadł znowu jakieś 40 ml mleka i 2-3 łyżeczki marchewki. Wieczorem M. nawet zaproponował bym nie ściągała mleka, gdyż w lodówce mamy nawet więcej niż trzeba, a najwyraźniej młody woli się żywić po moim powrocie. Ja wiedziona matczyną intuicją stwierdziłam, że jednak wolę ściągać mleko na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, kiedy takiemu maluchowi może wrócić apetyt. I wrócił dzisiaj - po drzemce wtrąbił całą butelkę mleka, a następnie porcję marchewki, na którą rzucił się, jakby od tygodnia nie jadł. Ponieważ koniecznie chciał więcej M. musiał mu dogotować kolejną porcję, którą również wsunął całą. Niedługo po tym wróciłam do domu, a młody żarłacz z entuzjazmem przystąpił do cycusiowania, które to do wieczora powtórzyliśmy jeszcze 3 razy. Jak tak dalej pójdzie, to nam się nieźle utuczy kruszynka nasza.
Ogólnie ojciec z synem dogadują się świetnie - chociaż wydaje się, że przy mnie Karol jest bardziej "samoobsługowy" - częściej mogę zostawić go samego na macie i poogarniać coś w domu. Teraz M. musi niemalże cały czas go zabawiać, co oznacza, że nie ma czasu na zmywanie, odkurzanie i inne takie domowe sprawy. Gdy wracam do domu mieszkanie wygląda, jakby przeszedł przez nie tajfun. Na szczęście podczas gdy ja karmię M. uprząta chociaż część bałaganu i gdy zostaję w domu ze Szkrabem pozostaje mi tylko zmywanie po obiedzie i dokładne mycie podłóg (kilka dni temu Szkrabu zaczął pełzać do tyłu!!! - musimy teraz zwracać trochę większą uwagę na czystość podłóg).
Wygląda na to, że wszystko ładnie się układa. Zobaczymy jak będzie dalej :)
Mam nadzieję, że już cały czas będzie się ładnie układało! :*
OdpowiedzUsuńZobaczymy ;) Póki co jestem pozytywnie nastawiona
UsuńOby tak dalej! :) Powodzenia :)
OdpowiedzUsuńto dobrze widziec jak sobei fajnie zycie układacie:)
OdpowiedzUsuńoby tak dalej!
UsuńFajnie :)
OdpowiedzUsuńTylko miej świadomość, że butelka może zaburzyć odruch ssanie piersi i dzieć zakończy swoją przygodę z cycem wcześniej, niż Matka Natura to zaplanowała.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdej mamie zależy na tym, by długo karmić piersią, ale... wiesz... musiałam to napisać ;]
Nie wierzę, że butelka podana dziecku prawie 6 miesięcznemu zaburzy odruch ssania.
UsuńUżywamy Calmy, a chyba nie ma butelki, z której ssanie bardziej przypomina to z piersi. Zanim mi się rozkręciła laktacja Karol wielokrotnie miał podawane mleko z butelki, i mam wręcz wrażenie, że dzięki temu zaczął trochę lepiej ssać z piersi.
Powiem Ci tylko, że u wszystkich moich znajomych, które oprócz piersi podawały i butelkę, dziecko w okolicach 8 miesiące "samo się odstawiło".
UsuńWiem, że 8 miesięcy to nie jest mało, tyle, że dziecko potrzebuje mleka dużo dłużej i najlepiej by było, gdyby to było mleko mamy.
I nie chodzi o to, że uważam, że źle robisz czy coś. Tylko dziwię się, że chce Ci się ściągać pokarm, zwłaszcza, że pracujesz w tak elastycznych warunkach.
A ja karmiłam 13 miesięcy piersia a potem jeszcze 2 odciagałam i dziecko głupie nie było, wiedziało kiedy cycek a kiedy butelka.
UsuńMała jadła trochę z butelki codziennie odkąd skończyła 3 miesiace i nie odstawiła się sama. :P
A dzieci sie odstawiają wtedy kiedy juz cycka nie potrzebują, jesli sie odstawiły w wieku 8 miesięcy to widocznie był ich czas. Miałam tylko jedna znajoma która karmiła dłużej niz pół roku i tylko piersią, a Mały sie odstawił jak miał 8 miesięcy. Butelki nie podała ani razu.
Bez przesady. Nie daj się zwariować. Jak podawalam butelke tez mnie tak straszono i tak cyc zwyciezyl!!!
UsuńCzasem dzieci się odstawiają nie dlatego, że mleka nie potrzebują już lecz dlatego, że im się za bardzo dietę rozszerzyło i mleka im się już nie chce, ale z faktycznymi potrzebami może to nie mieć nic wspólnego. Jak wiadomo mleko powinno być podstawą żywienia do końca pierwszego roku, więc jak się odstawia wcześniej to ja bym błędów dietetycznych szukała. Piszę to bez złośliwości, bo moja córka też się przed roczkiem odstawiła. Teraz przy synku o wiele wolniej dietę rozszerzam. Młody ma 8 miesięcy, a poza piersią ma tylko trzy małe.
UsuńJa mam nadzieję, że u nas butelka to stan przejściowy. Problem w tym, że Karol nie kapuje jeszcze niekapka, ani bidonu, ani zwykłego kubka. Jeśli chcemy podać moje mleko zostaje nam butelka.
UsuńMoje wyjście do pracy do min 2 ominięte karmienia. A Karol tak naprawdę nie powinien jeszcze jeść żadnego niemlecznego posiłku - ten jeden, który dostaje to i tak kompromis z moim sumieniem. Moim zdaniem w tej sytuacji ściąganie mleka i podawanie butelką to najlepsze wyjście.
Czas działa na naszą korzyść. Po pierwsze, gdy już będę mogła pracować z domu chociaż w części tych sytuacji, kiedy w ruch idzie butla ze ściągniętym mlekiem będę dostępna i będzie mógł sobie mleko bezpośrednio pobrać. Później z kolei już będzie spokojnie mógł zjadać niemleczne posiłki wtedy, kiedy cyc nie będzie dostępny
brawo:) cieszę się że wszystko się Wam dobrze układa:) i gratuluje pełzania!
OdpowiedzUsuńto pełzanie to póki co bardzo nieporadne jest. I Karol chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że pełza. Powiedziałabym raczej, że go frustruje - tak naprawdę, to on chciałby sięgnąć do zabawek przed nim, a tymczasem przesuwa się do tyłu...
UsuńOj, znam to :) I tę dezorientację w oczach, kiedy nagle okazuje się, że książeczka jest coraz dalej.
Usuńpotrafi niezłą awanturę wtedy urządzić. Myślałam, że dziecko cieszy się, gdy zaczyna jakkolwiek się poruszać, ale nasz maluch chyba wolałby zostać stacjonarny...
Usuń:) Gratuluję :) Wydaje mi się, ze mimo pewnych trudności ogólnie macie się całkiem dobrze. heh - ja nie wiem, jak to u mnie będzie z powrotem do pracy...
OdpowiedzUsuńNa razie to dopiero 3 dni - i znikam póki co na 6h. Zobaczymy co będzie dalej...
UsuńSuper, że Karol tak łagodnie przeżył Wasze rozstanie. Oby nic się nie zmieniło:)
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję. Ale boję się jak to będzie, gdy zacznę znikać na dłużej.
UsuńPodziwiam Twój spokój, też bym chciała tak bezboleśnie wrócić do pracy.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby wszystko się poukładało szybko :)
Super, ze tak łatwo poszło!:)
OdpowiedzUsuńSuper, że jest tak bezboleśnie ;)
OdpowiedzUsuńpodziwiam za szybki powrót do pracy!
OdpowiedzUsuńwierzę, że z każdym dniem będzie lepiej
ściskam małego i pozdrawiam!
http://mama-w-uk.blogspot.com
fajnie, że narazie tak bezproblemowo Wam wychodzi powrót do pracy :)
OdpowiedzUsuńnaprawdę jestem pod wrażeniem elastyczności Twojej pracy :)
farciara z Ciebie.
Ja tylko zastanawiam się, czy dobrze, że się tym pochwaliłam. Z doświadczenia wynika, że gdy tylko na blogu napisze się, że dziecko coś robi (lub czegoś nie robi) następnego dnia zaczyna postępować dokładnie odwrotnie. Mam nadzieję, że nie zapeszyłam ;)
UsuńPrzyznam się bez bicia, z niecierpliwością czekałam na Twoją relację z powrotu do pracy. Byłam pewna, że opiszesz to bez zbędnych dramatów, a na tym mi zależało. Potrzebuję pozytywnych wzorów, które mnie podbudują, gdy i ja stanę się matką na kilku etatach:) Ja będę pracowała na 7/8 etat. i dodatkowo na koniec dnia wybierać będę godz. na karmienie, czyli pracę będę kończyć o 13.30 i resztę dnia mogę poświęcić dziecku. Już teraz przyzwyczajam syna do butelki, bo póki co ma do niej awersję. Życzę Wam dalszych sukcesów, bo póki co, idzie Wam świetnie!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomogłam :)
UsuńZastanawiam się, czy na pewno próbować synka namawiać do polubienia butelki. Może on jest z tych, co od razu woleliby bardziej dorosły sposób? Niekapek, a może nawet zwykły kubeczek?
No i super! Narazie idzie pięknie, trzymam kciki za dalsze sukcesy na tym polu;-)
OdpowiedzUsuńŚwietnie, oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńA jak nocki?
Różnie :) Pobudki mamy średnio 2 razy w nocy. I nadal co drugą pobudkę pojawiają się problemy z ponownym zaśnięciem. Jakoś daję radę, ale nie ukrywam, że bardzo bym chciała, by Szkrabu raczył powrócić do dobrego zwyczaju budzenia się w nocy raz. Albo, żeby chociaż ładnie zasypiał po cycu...
Usuńwszystko powoli się ułoży, zorganizujecie się, będzie ok
OdpowiedzUsuńto super, że tak się układa.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę trochę układu w pracy: praca na pół etatu i home office - wow.
Ja planuję wrócić do pracy w lipcu (zobaczymy co życie przyniesie) do tego czasu chcemy u Jaśka wprowadzić dwa nie "niecycowe" posiłki w godzinach, gdy mnie w domu nie będzie.
Zaleta pracy w korpo - można liczyć na to, że w najważniejszych kwestiach idą na rękę po to by człowiek potem z uśmiechem na twarzy dał się wycisnąć jak cytrynka ;)
UsuńW lipcu Jasiek powinien być już gotowy na 2 niemleczne posiłki - my póki co mamy jeden, bo on przecież nawet pół roku nie ma.
Świetnie, ze jest dobrze :) Przypuszcza, ze to my matki najbardziej przeżywamy takie "rozstania"
OdpowiedzUsuńBrawo mama! Brawo Karol!
OdpowiedzUsuńSuper, że powrót przechodzi w miarę bezboleśnie. A bałagan? Standard ;) ps. mam dziś posta o takim samym tytule jak Twój; przepraszam, dopiero zauważyłam - swoją drogą w tym samym czasie przychodzą nam do głowy podobne tytuły ;) to już drugi raz :) pozdrawiam ciepło całą dzielną trójkę!
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o bałagan to w sumie nie spodziewałam się, że będzie lepiej. Ja też nie przepadam za sprzątaniem, ale M. ma na nie alergię - gdy jeszcze za przed-bobasowych czasów zabieraliśmy się raz w tygodniu za sprzątanie M. po 15 minutach cierpiał na ból głowy, a po pół godzinie miał już jej niezłe zawroty ;)
UsuńJa uprawiam sprzątanie "przyokazyjne" - gdy myję ręce czyszczę też umywalkę, gdy obnoszę Szkraba po mieszkaniu chwytam ścierkę i np. wycieram kurz z drzwi. W ten sposób bez oficjalnego sprzątania część syfu znika. Teraz po 4 dniach widzę, że to jednak duuuużo dawało...
o! przyokazyjne! też praktykuję!
OdpowiedzUsuńI tak świetnie sobie radzisz! Podziwiam. Najtrudniejsze są początki, potem jak się przywyknie to już jakoś idzie... Tata Karola - też ma spore wyzwanie!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję. Zobaczę, co będzie gdy wrócę do pracy na pełen etat... Z drugiej strony wtedy będę miała częściowe home office więc też powinniśmy dać radę.
UsuńMyślę, że z całej trójki ja znoszę to i tak najgorzej - muszę się nieźle powstrzymywać by nie dzwonić do domu z zapytaniem jak sobie radzą. I momentami jestem zła na tatę Szkraba - po powrocie do domu pytam się go, co nowego/fajnego Karol zrobił, a on twierdzi, że nic... I są dwa wytłumaczenia - albo nie chce by było mi przykro, że to nie ja widzę kolejny "pierwszy raz", albo nie zauważa tych nowości...
Ja się już przestałam przejmować, zwłaszcza czystością podłóg. Odkąd mała podturlała się do wózka i zaczęła ssać oponę. Z piachem. Przeżyła, ale wózek stawiam jak najdalej od niej ;)
OdpowiedzUsuńJest dobrze i będzie dobrze, powodzenia:)
OdpowiedzUsuńTrzymałam i nadal trzymam kciuki za Twój powrót do pracy i by nikt na tym nie ucierpiał! :)
OdpowiedzUsuńPełza do tyłu?! Super, ale się fajnie, książkowo rozwija Wasz Szkrab :)
Wszystko będzie dobrze, tym bardziej,że masz możliwość pracy na pół etatu i w domu za niedługo.A, że pod Twoją nieobecność, Twój Szkrab spędza czas z Tatą to w ogóle marzenie:))
OdpowiedzUsuńPowodzenia!
Super, fajnie, że tak dobrze wam idzie! I praca w domu przed Tobą - też fajna sprawa, ja sobie chwalę, chociaż wymaga więcej wysiłku niż w firmie...
OdpowiedzUsuń:)